London. The bathroom was small, but charming. I suppose it was there where we used to smoke. For sure it was exactly there where we were spinning conceited visions of my future provoked by low-esteem and the impudence of youth: I was to own a world-famous textile studio in my enchanting place in the forest at the lake. Today during lone night pre-Christmas cleaning I was listening to the radio station (Trójka) when someone indroducing "London Calling" by The Clash said that the song is the anthem of every Polish emigrant who dreamed about coming back there. It's difficult to disagree with it and you know that it took long for me to get over it.
One day, I'll come there with Kiku. I already see her running around those places (which I yearn and sanctify) and through her carefree laughter and freshness they become brand new, just places with the woderfully prosaic present.
And those dramatic Christmas Eves in the foreign country (do you know that I think about them with almost longing? ok, maybe I long more for you than those Christmas Eves).
This film is especially for you, I couldn't not to show it - too many points of convergence, it's a bit like those of our nonsensical night prattle in a distorting mirror...
But maybe it wasn't the bathroom but the stairs in the kitchen?
Londyn. Łazienka była mała, ale urocza. To chyba tam zawsze paliłyśmy. Na pewno właśnie tam siedziałyśmy gdy snułyśmy chełpliwe, podszyte kompleksami i zuchwałością młodości wizje mojej przyszłości: po skończeniu moich studiów miałam mieć znane na całym świecie studio tkanin w moim uroczym miejscu, w lesie nad samym jeziorem. Dzisiaj przy samotnowieczornym onirycznym sprzątaniu przedświątecznym słuchałam audycji w trójce, gdzie zapowiadając "London Calling" The Clash ktoś rzucił hasło, że to hymn każdego polskiego emigranta, który marzy o powrocie tamże. Trudno się nie zgodzić i wiesz, że długo trudno było mi się z tego otrząsnąć.
Kiedyś przyjadę tam z Kiku. Już widzę jak biega po tych miejscach dla mnie tak uświęconych i wytęsknionych sprawiając swym beztroskim śmiechem i świeżością, że stają się od nowa i po raz pierwszy i po prostu miejscami, cudownie prozaiczną teraźniejszością.
I te dramatyczne Wigilie na obczyźnie (wiesz, że teraz myślę o nich z niemalże tęsknotą? ok, może bardziej za Wami niż za Wigiliami).
Specjalnie dla Ciebie ten film, bo nie mogłam go nie pokazać - za dużo zbieżnych punktów, to trochę jakby te nasze bezsensowne nocne bajdurzenie w krzywym zwierciadle...
A może to jednak nie była łazienka, tylko schodki w kuchni?