22 December 2012

Sometimes in the bathroom








London. The bathroom was small, but charming. I suppose it was there where we used to smoke. For  sure it was exactly there where we were spinning conceited visions of my future provoked by low-esteem and the impudence of youth: I was to own a world-famous textile studio in my enchanting place in the forest at the lake. Today during lone night pre-Christmas cleaning I was listening to the radio station (Trójka) when someone indroducing "London Calling" by The Clash said that the song is the anthem of every Polish emigrant who dreamed about coming back there. It's difficult to disagree with it and you know that it took long for me to get over it.
One day, I'll come there with Kiku. I already see her running around those places (which I yearn and sanctify) and through her carefree laughter and freshness they become brand new, just places with the woderfully prosaic present.
And those dramatic Christmas Eves in the foreign country (do you know that I think about them with almost longing? ok, maybe I long more for you than those Christmas Eves).
This film is especially for you, I couldn't not to show it - too many points of convergence, it's a bit like those of our nonsensical night prattle in a distorting mirror...




But maybe it wasn't the bathroom but the stairs in the kitchen?


Londyn. Łazienka była mała, ale urocza. To chyba tam zawsze paliłyśmy. Na pewno właśnie tam siedziałyśmy gdy snułyśmy chełpliwe, podszyte kompleksami i zuchwałością młodości wizje mojej przyszłości: po skończeniu moich studiów miałam mieć znane na całym świecie studio tkanin w moim uroczym miejscu, w lesie nad samym jeziorem. Dzisiaj przy samotnowieczornym onirycznym sprzątaniu przedświątecznym słuchałam audycji w trójce, gdzie zapowiadając "London Calling" The Clash ktoś rzucił hasło, że to hymn każdego polskiego emigranta, który marzy o powrocie tamże. Trudno się nie zgodzić i wiesz, że długo trudno było mi się z tego otrząsnąć. 
Kiedyś przyjadę tam z Kiku. Już widzę jak biega po tych miejscach dla mnie tak uświęconych i wytęsknionych sprawiając swym beztroskim śmiechem i świeżością, że stają się od nowa i po raz pierwszy i po prostu miejscami, cudownie  prozaiczną teraźniejszością.
I te dramatyczne Wigilie na obczyźnie (wiesz, że teraz myślę o nich z niemalże tęsknotą? ok, może bardziej za Wami niż za Wigiliami).  
Specjalnie dla Ciebie ten film, bo nie mogłam go nie pokazać - za dużo zbieżnych punktów, to trochę jakby te nasze bezsensowne nocne bajdurzenie w krzywym zwierciadle...

A może to jednak nie była łazienka, tylko schodki w kuchni?


3 December 2012

Advent / Adwent









Advent time in my childhood oscillated between two different traditions, which meant two different approaches to this period (and to other issues as well). The German tradition ment that it was 'the time of joyful expectation', it carried the gingerbread oozings, Advent Calendars and sweets. The Polish attitude implied self-restraint, Advent resolution, even fasting. Since I can remember it was difficult for me to grasp annual birth of Jesus, already as a little girl it seemed for me too abstract. But I am still waiting...

Adwent mojego dzieciństwa oscylował pomiędzy tradycjami i tym samym dwoma różnymi podejściami do tego okresu (i innych kwestii także;). Niemiecka tradycja oznaczała, że był to czas 'radosnego oczekiwania'; niosła ze sobą piernikowy zapach, kalendarze adwentowe i słodycze. Polskie podejście sugerowało wyrzeczenie, postanowienie adwentowe, a nawet post. Od kiedy pamiętam trudno było mi pojąć coroczne narodziny Jezusa, już jako małej dziewczynce wydawało mi się to zbyt abstrakcyjne. Ale ciągle czekam...








Nevertheless, there is something difficult to resist in the joyous Advent celebrating. Not the gingerbread oozings (the real and artificial one) but the mere fact that we can enjoy waiting for Christmas. Appreciation of the process, of its every stage; being in a given moment of the annual cycle - that's what I would like to pass on to Kiku. Well, maybe this comes out as some pseudobuddhist-christian-popculture pulp but I guess that Kiku will remember our Advents in an even different way that I'm trying to make it.

Jednak, w radosnym celebrowaniu adwentu jest coś czemu nie można się oprzeć. Nie, nie tylko aromat piernika (naturalny i ten identyczny z naturalnym..), ale sam fakt, że można cieszyć się oczekiwaniem, że Wigilia sama w sobie nie jest jedynym celem. Docenienie procesu, każdego etapu, bycie w danym momencie rocznego cyklu - i to na pewno chciałabym przekazać Kiku. No cóż, może wyszła z tego pseudobuddyjsko-chrześcijańsko- popkulturowa papka, ale Kiku pewnie zachowa to w pamięci jeszcze inaczej.










Thus, I have made for Her the Advent Town, houses with light, spruces with wallnuts... in order not to make her eat some more sweets every day Kiku discovers a picture (hiden in a house) presenting a simple Christmas decoration which she is to make. If there's a spruce assigned to a given day she makes a decoration out of the nutshell.
The town looks nice in the evening, when I get Kiku to sleep, and in the morning... when we have to force ourselves to start our (not fully yet) wintery day.


Tak więc zrobiłam dla Niej Adwentowe Miasteczko, domki ze światełkiem, choinki z orzeszkiem...  żeby nie było ciągle słodyczowo, każdego dnia Kiku odkrywa obrazek (ukryty w domku ) pokazujący prostą ozdobę choinkową, którą ma wykonać. Jeśli jest choinka i orzeszek - ozdoba jest z orzeszka. 

Miasteczko miło wygląda wieczorem przy zasypianiu, ale o poranku także... gdy trzeba zmusić się rozpoczęcia (nie całkiem jeszcze) zimowego dnia.





 Day one - Christmas chain.
Dzień pierwszy - łańcuch choinkowy.






Day two - golden walnut.
Dzień drugi - złoty orzech.